Wieczorem pierwszego dnia mojego nowego życia starszy pan na ulicy uchylił kapelusza, uśmiechnął się szeroko i życzył mi wszystkiego dobrego. A później, jak nastoletni łobuz, zerwał kwiatek z miejskiego klombu i wręczył mi w prezencie.
Moja ulubiona lodziarnia była jeszcze otwarta, więc poprosiłam o porcję sorbetu malina z porto. W dzień, gdy poczułam się tak lekko, nic ciężkiego i mlecznego nie wchodziło w grę, a porto znów kojarzy się dobrze i już nie smakuje rozczarowaniem.
I tylko jerzyków brakowało mi do pełni szczęścia. Czy zdążyły już odlecieć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz