sobota, 17 lutego 2018

Kos wśród płatków śniegu


Czas od ostatniego, sierpniowego wpisu minął mi błyskawicznie, jak jeden dzień. To było intensywne kilka miesięcy, i przede mną jeszcze kilka równie intensywnych, zanim jednak pochłonie mnie na nowo wir pracy, biorę głęboki oddech i zostawiam tu dwa zimowe obrazki. Zimowe, choć w jednym czuć już wiosnę.

Pierwszy z nich jest bardzo zwyczajny, co nie ujmuje mu uroku. Śnieg skrzący się w świetle ulicznych latarni, po prostu. Po prostu, ale w tej prostocie jest perfekcja. Żadna drogocenna kolia nie skrzy się tak pięknie, a leży ten cud przy drodze, i nikt nie zwraca uwagi. Jak na latarnie rozpalane i gaszone przez pana Rambouska.

Drugi – wychodzimy z siostrą na ulicę o zmierzchu, z fiołkowego nieba lecą ciężkie płatki śniegu, a mimo to gdzieś na pobliskiej gałęzi niestrudzenie śpiewa kos. Ten ptak lasu i beztroskich letnich wieczorów, jak zauważa siostra. Ptak ciszy zaraz po deszczu, czerwono-słonecznych powrotów z ostatnich zajęć na uczelni i chwil, gdy pod wieczór pustoszeją podwórka, a na ulicach robi się cicho, dopowiadam ja. Mój ulubiony ptak – czas zawsze na moment dla mnie staje, gdy słyszę jego śpiew. Wiele z tych chwil pamiętam. A teraz mam w kolekcji kolejną, unikatową – z płatkami śniegu w tle.

I jeszcze jedno ważne odkrycie ostatnich dni. Smak świeżej mięty to moja magdalenka.

Fot. Leo_65 / pixabay.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz