Znów jestem w swojej samotni, znów jest pusto, cicho i trochę smutno, ale spokojnie i świetliście. Znów na morzu trochę się poturbowałam, więc przybijam do portu, tu, gdzie za oknem o tej porze roku ocean zieleni i jerzyki tną powietrze jak małe sztylety, jak w Nymburku z dziecięcych wspomnień Mistrza Hrabala.
Nie wiem, na jak długo. Ale czuję, że jestem teraz trochę mądrzejsza. Już nie mam ochoty dawać się zabić temu kochanemu, mam panią, której opowiadam o moich uczuciach i która uczy mnie troski o samą siebie, i czekam już tylko na moment, gdy w moim życiu pojawić się będzie mógł kolejny kudłaty przyjaciel. Już niedługo, jeszcze tylko półtora miesiąca.
Gdy burze uczuć ucichły, znów zaczęły do mnie przychodzić obrazy – bezszelestnie i znienacka jak koty – i znów na ich widok nieśmiało się uśmiecham. Ostatnio to był chłopiec widziany z okna tramwaju. Siedział na progu przed lodziarnią w krótkich spodenkach i mieniących się kolorowo okularach przeciwsłonecznych, i radośnie pochłaniał loda. Jakby wszystko było na swoim miejscu, spokój, jakby żadnej wojny nigdzie nie było.
Wojna też trochę zmienia myślenie. Nie patrzę w przyszłość dalej niż na kilka miesięcy, nie planuję, nie oszczędzam, bardziej cieszę się tym, że mogę pójść rano na dobrą kawę z budki pod blokiem, a po południu zajrzeć do księgarni i kupić coś, czego kupować nie zamierzałam.
I tylko cytatu żadnego na dziś nie mam, bo wciąż jeszcze czasu i przestrzeni w głowie na powrót do czytania brak. Ale i to się zmieni, wierzę, niedługo.
Fot. SiliviaEmilie / pixabay.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz