niedziela, 3 lipca 2022

Praga: nowe wspomnienia


Lubię to, że wracając teraz do Ostrawy czy do Pragi i na Smíchov, czuję się trochę jak u siebie. To było tylko kilka miesięcy, ale jednak. I choć nie znalazłam jeszcze miejsca na świecie, które z przekonaniem mogłabym nazwać domem, to miło mieć świadomość, że są takie, trochę bardziej oswojone, trochę mniej obce.

Oczywiście ma to też swoje ciemne strony. Wspomnienia, które atakują znienacka. I kiedy jakiś człowiek wchodzi do metra z wielkim psem, a po chwili zaczyna go do siebie tulić, uśmiech szybko przeradza się w łzy.

Przy tym ostatnim pobycie w Pradze znalazłam się jednak gdzie indziej, wśród innych ludzi, i przyszły nowe obrazy, które może pomogą zapomnieć te stare. Deszcz szumiący wśród liści za oknem hotelowego pokoju, rozmowy o tym, że wszyscy mamy „syndrom podvodníka” (z kimś, którego nigdy bym o ten syndrom nie podejrzewała), uściski na pożegnanie, kradzione papierosy, plamy z czerwonego wina na trampkach, James Dean, gdy za oknem już świtało.

No, no, serce… bądź cicho… odpoczniemy teraz.

Colette, Narodziny dnia, przeł. Krystyna Dolatowska, wyd. PIW, Warszawa 1975, s. 27.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz