O rupieciarni

„Ten świat jest piękny do obłędu. Nie, żeby takim był, ale ja go takim widzę”.

Z tego zdania, wypowiedzianego przez legendarnego stryja Pepina, postaci autentycznej, ale unieśmiertelnionej dopiero na kartach powieści Bohumila Hrabala, zrodził się ten blog. Każdy ma w sobie coś z ekshibicjonisty, i ja też, usłuchawszy tego ekshibicjonistycznego zewu, postanowiłam opowiedzieć o swoim świecie, ale nie będzie to zwykła opowieść. Spośród bałaganu codzienności – tej pięknej rupieciarni – postaram się wygrzebać to, co szczególnie piękne i mądre. Jak dziecko usiądę nad kupką szpargałów i raz po raz, znalazłszy coś wyjątkowo uciesznego, ładnego, intrygującego, podzielę się swoją radością ze znaleziska.

Ale właściwie – czy potrzeba aż szukać i dociekać? Świat jest przeładowany sztuką, cytując mistrza Hrabala. Cuda każdego dnia wchodzą nam do rąk, aż wkrótce ciężko to wszystko utrzymać, i trzeba coś z tym całym pięknem zrobić...

Byłem zachwyconym obserwatorem i słuchaczem wszystkiego, co widziałem i słyszałem wokół siebie... i wszystko to nosiłem w swojej głowie, bojąc się, czy mi ona od tego nie pęknie.

Hrabal, czując się już nieznośnie brzemiennym pięknymi obrazami, zasiadał do maszyny i na pochyłym daszku przydomowej rupieciarni, na krzesełku o spiłowanych nogach, żeby się utrzymać prosto, zmieniając co rusz położenie, by bezustannie pławić się w słońcu, spisywał. I ja, idąc za jego przykładem, również spisuję. Rozkoszne obrazki, cytaty z czytanych właśnie książek (bo w końcu, jakimś magicznym sposobem, zawsze z książce, która akurat jest pod ręką, można odnaleźć coś odpowiadającego swojemu stanowi ducha), słowa wołające o utrwalenie. Skarbczyk wspomnień. Mój mały Nymburk, mój Drohobycz, moja nadmorska miejscowość w Kornwalii.

Pamiętam jedynie dni słoneczne, jak głosi jeden z tytułów Hrabala, jeden z najpiękniejszych. Niech to będzie zapis moich dni słonecznych.

Źródło