poniedziałek, 23 stycznia 2017

Odwaga do marzeń

Rzadko piszę o filmach, bo nie potrafię. A jeśli nawet już piszę, to raczej o tym, jak na mnie zadziałał, jakie emocje wywołał i co z niego wyniosłam dla siebie. Zwykle sporo w tym egzaltacji, dlatego tych notatek nie publikuję. La La Land ruszył mnie jednak tak mocno, że mam potrzebę podzielić się kilkoma refleksjami. A gdzie, jeśli nie tu?


Po wyjściu z kina świat podsunął mi stosowną dekorację. Lekko jeszcze oniemiała, wyszłam na ulicę o tej najpiękniejszej porze dnia zaraz przed zmierzchem, kiedy niebo robi się lekko fioletowe i zapalają się pierwsze światła w oknach – prawie jak w tej słynnej plakatowej scenie. Świeciły się już świąteczne dekoracje. Szłam, mijając ludzi, nie słuchając, o czym mówią moi towarzysze, pogrążona we własnym świecie.

Pomyślałam, że też jeszcze mogę próbować z marzeniami. Jakiś czas temu założyłam, że nic już z nich nie będzie i lepiej skupić się na czymś bardziej realistycznym, ale może niesłusznie. Otworzyłam znów oczy i uszy, zaczęłam zbierać obrazy i słowa, zaczęłam spisywać myśli, nawet te nieuporządkowane, te strzępki. Rozmowy przechodniów. Warszawa. Czerwony balonik w kształcie serca zaplątany w gałęzie na drzewie po drugiej stronie ulicy.

Tylko czy chcę tego naprawdę tak bardzo, i czy potrafię w to uwierzyć? W La La Landzie marzenia są najważniejsze – ważniejsze nawet niż miłość. Czy warto poświęcić inne istotne rzeczy i wskoczyć do tej lodowatej Sekwany? Ryzykując, że skończy się z niczym i straci się najlepszy w życiu czas, w którym można by było wieść swoje małe, szczęśliwe, spokojne życie? 

Fot. www.lalaland.movie

sobota, 7 stycznia 2017

Zbawienna rześkość zimy


W ten lodowaty, jasny, biało-błękitny dzień wyszłam na spacer. Miał być krótki, bo w trzaskającym mrozie długo spacerować nie sposób, ale wydłużyłam go trochę – poszłam nad rzekę, na otwartą przestrzeń, gdzie niebo takie wielkie i słońca więcej. 

Szłam, aż oczy zaczęły mnie boleć od tej jasności i skóra piekła od mrozu. Ale to był dobry ból, bo wydawało się, że to zimne słońce, światło i mróz wypalają ze mnie wszystkie złe myśli i zwątpienie. Zapomniałam o drzewie figowym Sylvii Plath, które straszy mnie w szare, wilgotne dni, rozrasta się w mojej głowie jak ponura pleśń w ciemności długich zimowych nocy, i nagle wszystko wydało się czyste i proste. 

Przez chwilę myśli miałam jasne jak ten biały krajobraz wokół mnie, przejrzyste jak mroźne styczniowe powietrze. Cieszyłam się, że mogę iść przed siebie, sama, cieszyć się słońcem, skrzypiącym pod stopami śniegiem, zimnem szczypiącym w policzki. Pomyślałam, że kiedyś będę mieć psa, i będę z nim spacerować wzdłuż rzeki. I będę szczęśliwa, choćby nie wiem co, bo choćby nie wiem jak źle wszystko się ułożyło – zawsze zostają takie małe chwile radości.
Zima, mocna zima u nas – to jest piękna rzecz. Jest w niej jakaś siła i powaga, a przede wszystkim szczerość (…). Jej rześkość udziela się ludziom.
Henryk Sienkiewicz

Cytat: H. Sienkiewicz, Bez dogmatu, Warszawa 1963, s. 41. 
Fotografia: hansbenn / pixabay.com