Jest czasem tak, że doskonale pamiętamy w jakich okolicznościach czytaliśmy jakąś książkę. Jakby ktoś zrobił nam zdjęcie tej chwili, włożył je do szufladki w naszym mózgu i utrwalił w ten sposób w pamięci na zawsze, na wieczność spoił w naszej świadomości ten fragment, ten utwór, tego autora z tym wycinkiem czasoprzestrzeni.
W ten sposób wróciło do mnie pewne pochmurne popołudnie dawno temu, kiedy czytałam opowiadanie Katherine Mansfield. Stałam na mostku nad rzeką Wilgą, pośród drzew, czekałam na kogoś i było mi przyjemnie bo wiedziałam, że wrócimy potem do domu i spędzimy razem resztę popołudnia. Oparłam się o barierkę i pogrążyłam się w lekturze. Zaczęła padać zimna mżawka, ale nie przeszkadzało mi to. Feuille d'album, moje ulubione opowiadanie ze zbiorku Upojenie, zresztą chyba nie tylko z tego zbiorku, ulubione spośród wszystkich. Pogrążyłam się tak mocno, że przestałam być sobą, zniknęłam na chwilę z mostku nad rzeką Wilgą, przeniosłam się na zalaną popołudniowym słońcem uliczkę idąc w ślad za piękną dziewczyną. Zlałam się w jedno z czytanym tekstem, byłam nim. Co pewien czas tylko unosiłam głowę znad książki i uśmiechałam się do siebie, dawkowałam sobie tę słodycz i tytułowe upojenie, robiąc przerwy na kontemplowanie faktu, że ktoś zdołał napisać coś tak doskonałego.
Pamiętam tę chwilę tak dokładnie, jakby to było wczoraj. Prawie czuję ten chłodny deszczyk. Piękne – znaczyć wspomnienia przeczytanymi książkami. Żyć nimi.
Fotografia: coralsea (www.rgbstock.com)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz