sobota, 9 marca 2013

Gorycz Szczęścia wiśni

Melancholia jest tam, gdzie Piękno – które ginie;
    Gdzie Radość – która wiecznie znak od ust przesyła
Pożegnalny; gdzie Rozkosz – tak bliska Ruinie –
    Trucizną czyni nektar, nim pszczoła go spiła
O, tak: nawet i w samej Wesela świątyni
    Melancholia ma własny ołtarz za zasłoną:
       Ujrzy go ten, kto umie rozgnieść Szczęścia wiśnię
    O podniebienie mocą języka sprężoną –
Ten pozna smak potęgi posępnej bogini
    I duszą wśród jej chmurnych trofeów zawiśnie.
J. Keats, Oda o melancholii (przeł. S. Barańczak)

Myśl stara jak świat. Musiał inspirować się nią Proust, poszukując straconego czasu. I musiał inspirować się nią mistrz Hrabal, wracając wspomnieniami do browaru w Nymburku, do miasteczka, w którym czas się zatrzymał. Biegnąc nad rzekę, by się wypłakać.

Ja też wracam, też wspominam, zgodnie ze słowami Keatsa najpiękniej widzę to, co przeminęło lub już naznaczone zostało piętnem przemijania. Kiedy zamykam oczy i wyobrażam sobie Niebo, wcale nie widzę wielkiej biblioteki, jak czasem zdarzało mi się deklarować, ale zielony skrawek ziemi, na którym spędzałam latem mnóstwo czasu jako dziecko. Dojrzały sierpień, wczesne popołudnie, złociste słońce leje się strumieniami z nieba, po którym mknie mały samolot. Patrzę na niego, mrużąc oczy, i krzyczę swym piskliwym głosikiem: „Panie pilocie, dziura w samolocie!”. W namiocie dziadziu podwiązuje pomidory. Babcia plewi grządki gdzieś za domkiem. Na lekkim wietrze kołyszą się puchate kule astrów.

Dzisiaj już tego nie ma. Miejsce jest, ale domek prawie się rozpadł, wszystko zarosło chwastami, a po dziadziu została kurtka, w której zamieszkały pająki. Dlatego cofam się o piętnaście lat wstecz, do czasów gdy wszyscy siedzieliśmy w cieniu aronii i popijaliśmy napar z własnoręcznie wyhodowanej mięty.

Wtedy jeszcze nie miałam świadomości przemijania, radośnie oszczędzonej dzieciom. Za to rozgniatając dzisiejsze wiśnie Szczęścia czuję tę goryczkę. Każdą dobrą chwilę chwytam kurczowo, ale i tak się wymyka, jak motyl z niezdarnej klatki rąk roztrzęsionej staruszki. Ale Keats ma rację. To jest właśnie Piękno. Tylko tak może istnieć, kwitnąc na gruzach czasu.
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
 J. Lechoń, Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną...

Fot. Milanlj (stockfreeimages.com)

1 komentarz:

  1. W dojrzałym sierpniu cudownie oddałaś nastrój również mojego dzieciństwa. Ile bym dała, żeby chociaż na chwilę się tam przenieść.Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń