sobota, 9 listopada 2024

Piesek po przejściach

How wonderful you are, I say. How clever, if you
Needed me,
To wake me.
He thought he would hear a lecture and deeply
His eyes begin to shine.
He tumbles onto the couch for more compliments.
He squirms and squeals; he has done something
That he needed
And now he hears that it is okay.
Mary Oliver, Percy wakes me

Przez dwa miesiące byłam jak napięta struna. Myślami wciąż w tym długim wieczorze, kiedy przez ponad godzinę krążyłam z moim psem po osiedlu wśród wrześniowego chłodu, a potem wróciłam, i usiadłam po ciemku w cudzej kuchni, wciąż trzęsąc się z zimna i z nerwów. Przekonana, że nic już nie będzie lepiej. Że dobre minęło, a teraz będzie już tylko tak – ciemność, chłód, nerwowy skurcz brzucha, mdłości, łzy.

Że znów wpadłam do tej ciemnej dziury, jak wtedy, kilka lat wcześniej. Po letniej euforii – jesienna rozpacz. Znów dryfowanie przez lodowaty, pusty kosmos, coraz dalej i dalej i dalej od wszystkiego, co grzało.

Myślałam, że tak dobrze znam tę historię i nigdy nie kończy się inaczej. A jednak.

Od wczoraj jestem jak ten piesek z wiersza Mary Oliver. Wysłuchana, dostrzeżona, ważna. Szczęśliwa. Bezpieczna. Nie wiem, czy przestanę się bać. W końcu jestem jak ten schroniskowy adopciak – po przejściach. Ale jest ręka, która nadal chce mnie głaskać. Stoję na balkonie o czwartej nad ranem i znów trzęsę się z zimna, ale w środku jest mi ciepło. Dzień słoneczny, tak bardzo.
I scratch his ears. I turn him over
And touch him everywhere. He is
Wild with the okayness of it. Then we walk, then
He has breakfast, and he is happy.
Mary Oliver, Percy wakes me

Fot. mrsemilyhopper / pixabay.com

środa, 19 czerwca 2024

Bo ciągle mi zimno


Anno, moja kochana, sztywniejemy w trzaskającym mrozie (s. 35).

Szukam ciepła.

Szukam go w życiu i szukam go w literaturze. Uwielbiam ten moment, gdy znajduję tętniącą cielesność, „pulsujący krzew krwi”, „znaki życia w wirtualnym stepie”, skórę – ciepłą, czułą, bezpieczną, przeciwieństwo wionącego chłodem cyfrowego świata. 

Rękę. Bo ręka jest ciepła, ręka głaska i daje się głaskać, ręka rozprasza zimno i mrok.
Jesteśmy sami, Anno, wieje z tego chłód. Człowiek wystrzeliwuje w kosmos małpy, psy i nie wiadomo co jeszcze, wreszcie samego siebie, przez radio wysyła zakodowanego Mozarta i zeskanowaną Mona Lisę i – aż mi się zbiera na płacz, takie to wzruszające – liczy, że gdzieś w kłębach galaktyki znajdzie kogoś równie samotnego (s. 54).
Ta cielesność ma w sobie coś z rewolucji. Bo uparcie się broni, choć chłód napiera ze wszystkich stron. Ciepła jak chmurka pary, płynąca z ust zamiast krzyku.
ogłaszamy dziki strajk
całuję cię w szyję przeciwko kapitalizmowi (…)
całujesz mnie w usta przeciwko faszyzmowi
Jan Škrob, dziki strajk, przeł. Zofia Bałdyga

Szukam ciepła w drugim ciele.
A ty się trochę pocisz i to jest lepsze od tych wszystkich zabaw na zewnątrz. Ze wszystkich możliwych rzeczywistości wybieram twoją (s. 60).

***
Cytaty:
Marek Šindelka, Mapa Anny, przeł. Anna Wanik, wyd. Afera, Wrocław 2020.
Jan Škrob, Real, przeł. Zofia Bałdyga, wyd. Biuro Literackie, Kołobrzeg 2023.

Fot. pexels / pixabay.com

środa, 27 marca 2024

Pokusa pompatycznego smutku

Wieje wiatr, pachnie wiosną. Znów zakochana. Uczuciem niespełnionym i bolącym, trochę jak wrzód. Ale tak przecież lubię najbardziej.

Bo otwieram się w tym stanie jak wiosenny pączek – na literaturę, na obrazy, na świat. Znów chce mi się czytać poezję. Znów mówię cytatami. Znów widzę dzieci – dzieci idące ulicą, pewnie szukające śladów wiosny, wyciągające małe rączki do studentów machających im z okna. Znów literackie motywy splatają się ponad epokami: Faulerová – Semotamová – Kafka – Hrabal. Trauma, samotność, motyw wiecznej winy.

Fantazjuję o śmierci, bo to przynosi ulgę. Fantazjuję jak bohaterka Śmierteńki i filmu Sometimes I Think About Dying. Marzę o locie z piątego piętra. Myślę, jak byłoby pięknie, gdybym nie dożyła lata. Jak wiele by to rozwiązało. Tylko co byłoby z Pepinkiem? Co z tymi wszystkimi zwierzętami – starymi, chorymi, samotnymi – które jeszcze mogę i chcę uratować?

I tak oto, Cassiusie, odłożyłem samobójstwo na kiedy indziej, a może na zawsze, dzięki Pomarańczowi, który, choć chory, zatańczył mi najlepiej, jak umiał, był niedołężny, ale widziałem, że chce mi zrobić przyjemność, że mnie prosi, abym nie zamierzał wyprawiać się na drugi brzeg rzeki Lete bez Charona... (...) Bo gdyby was nie było, nie byłoby także mnie, bo nie mam innego powodu żyć...

 Bohumil Hrabal, Dobranocki dla Cassiusa, przeł. Andrzej Czcibor-Piotrowski, Izabelin 2004

Myślę, patrzę i zakochuję się ironicznie, z dystansem, jak jeszcze nigdy. Może to przychodzi z wiekiem. Widzę swoją pokusę pięknego i pompatycznego smutku i trudno mi się z tego nie śmiać.

To bardzo dziwne
ta myśl że mogę ciebie stracić
bo wszystko na świecie wciąż się zmienia
Mogę cię stracić
i znów będą poranki
pełne papierosów
i będzie w tym pokusa
pięknego i pompatycznego smutku
Mogę cię stracić
Václav Hrabě, Wiersz prawie na pożegnanie (Báseň skoro na rozloučenou) [w:] 27 wierszy, przeł. Wojciech Śmigielski, Kraków 2000 

Fot. MolnarSzabolcsErdely / pixabay.com

środa, 27 września 2023

Nie ma innej straty

Co ty wiesz o żałobie?, zawołał. Nic nie wiesz. Nie ma żadnej innej straty. Rozumiesz? Świat to popiół. Popiół. Bo cierpiała. Bo najmniejsza zniewaga. Najmniejsze upokorzenie. Rozumiesz? Bo umarła w samotności. Ona. Nie ma innej straty. Rozumiesz? Żadnej innej straty. Żadnej.

Cormac McCarthy, Pasażer, przeł. Robert Sudół, Kraków 2023

Dziwne, dziwne dni. Dni rozpaczliwego ratowania jednego istnienia przed odejściem. 

Chyba się udało, przynajmniej na jakiś czas. Jest, już stoi o własnych siłach, już nie przelewa mi się przez ręce, już nie płacze, znów je i nawet zaczął na nowo machać ogonkiem. Udręczona bezradnością zapukałam do innych drzwi, poprosiłam o pomoc gdzie indziej, i tam znaleźli magiczną pigułkę, która pomogła. Ukradłam dla nas jeszcze kilka tygodni, miesięcy, może lat – jeśli dobrze pójdzie.

Drugiej istoty nie potrafię uratować. Nic już nie zależy ode mnie. Uciekłam kiedyś, gdy jeszcze próbowałam, ale pogrążałam się tylko wraz z nim w ciemności, coraz bardziej. Uciekłam, żeby ratować siebie. Uciekłam od tego mroku, który zamienił się w szarą zrakowaciałą kulę w jego brzuchu. Uciekłam. A teraz nic już nie mogę zrobić.

Fot. TanteTati / pixabay.com

sobota, 9 września 2023

Miłość


Spytałam mojego psa, czy jestem złym człowiekiem.

Popatrzył mi w oczy i polizał mnie po nosie.

wtorek, 5 września 2023

Wierzyć, że jest coś oprócz śmierci

Znów wewnętrznie jestem w ciemnym miejscu. Przyszła wiadomość, na którą nie byłam gotowa. Wszystko się zmieniło. Więc chwytam się tych drobin piękna na zewnątrz. I są, na szczęście, są.

Dzień zaczął się niefortunnie – od dwóch biletów sprzedanych na jedno miejsce w pociągu i wrogości pasażerki, która ze swoją rodziną zaanektowała cały przedział i dla której stałam się natrętnym intruzem. Uciekłam, ruszyłam na bezmiejscówkową tułaczkę po pociągu, przetrwałam jakoś te półtorej godziny.

Kiedy jednak wysiadłam, stało się, jakby wszechświat chciał zrekompensować mi tę poranną przykrość – słońce w Krakowie świeciło mocno i wszyscy (ludzie na uczelni, pani w knajpce, do której wpadłam na obiad, pani w Lajkoniku, dokąd zawędrowałam po kawę) szeroko się do mnie uśmiechali. 

W ręce wpadały mi same piękne i tanie książki, cudowna wielka torba z napisem „Cześć” pojawiła się dokładnie wtedy, gdy jej potrzebowałam – gdy już tego całego książkowego dobra nie mogłam unieść. Piesek na zdjęciach ze spaceru od petsitterki radośnie tarzał się w trawie. 

Podróż powrotna przebiegła bez komplikacji. Rzeszów był złocisty i miodowy. Pepinek przywitał mnie, merdając swoim kikutem ogonka. Potem trochę czytałam, a przy lekturze trochę płakałam, ale dobrymi łzami. Zmierzch przyszedł cicho i miękko jak kot. Dziś wyjątkowo nie słucham Cheta Bakera. Ale sezon na niego już się zaczął. Wcześniej niż zwykle.

Ratuję się, czym mogę.

właśnie to pomaga wierzyć
ze jest cos oprócz śmierci:
ktoś w samochodzie jadącym zbyt wąską ulicą
kto zjeżdża na bok, żebyś mógł przejechać

Charles Bukowski, wiersz dla pucybuta (przeł. Michał Kłobukowski)


(„Umrę w samotności”, powiedział kiedyś. Nie może mi to wyjść z głowy).

Fot. tsg1 / pixabay.com

piątek, 28 lipca 2023

Malina z porto

Wieczorem pierwszego dnia mojego nowego życia starszy pan na ulicy uchylił kapelusza, uśmiechnął się szeroko i życzył mi wszystkiego dobrego. A później, jak nastoletni łobuz, zerwał kwiatek z miejskiego klombu i wręczył mi w prezencie.

Moja ulubiona lodziarnia była jeszcze otwarta, więc poprosiłam o porcję sorbetu malina z porto. W dzień, gdy poczułam się tak lekko, nic ciężkiego i mlecznego nie wchodziło w grę, a porto znów kojarzy się dobrze i już nie smakuje rozczarowaniem.

I tylko jerzyków brakowało mi do pełni szczęścia. Czy zdążyły już odlecieć?