sobota, 17 grudnia 2022

Niebezpiecznie narastające piękno

Ten świat jest piękny do obłędu... Krążę wokół tego cytatu ostatnio bardziej niż zwykle. Bo powoli zaczynam rozumieć, dlaczego ze mną – jak to się ładnie mówi – rezonuje.

Ten zachwyt to zaburzenie. I, tak, na swój sposób graniczy z obłędem. Lubię te stany euforii. Lubię, gdy otwierają mi się w głowie skojarzenia, gdy pączkują teorie, gdy rodzą się piękne zdania. Lubię czuć się jak supermenka, planować projekty i podróże. Lubię kochać cały świat i swoje życie. Ale czasem to jest już zbyt silne, jakby drobny impuls mógł sprawić, że się rozpadnę, zacznę wrzeszczeć, płakać, wpadnę w histerię. A nawet jeśli nie, to po euforii przychodzi często otępienie i dół. Ciemna studnia, tym głębsza, im wyższy był mój euforyczny lot.

Próbuję leków, by to wyciszyć.

A przy tym, jak ostatnio ze zdumieniem odkryłam, rozmawiając na ten temat z czeskim znajomym, w oryginalnej wersji tego cytatu nie ma ani słowa o obłędzie. „Jak je ten svět pořád hezčí a hezčí. Ne že by byl, ale já ho pořád tak vidím” – pisze pan Hrabal, czyli dosłownie po prostu: „Ten świat jest coraz piękniejszy”. 

To jednak, jak sądzę, jedna z tych rzadkich chwil, gdy tłumacz uchwycił sens słów autora lepiej niż on sam. Bo przecież obłęd należy do tego stanu. Ale może to niebezpiecznie narastające piękno – to właśnie subtelniejszy sposób, by ten obłęd wyrazić?

Euforia świętych szaleńców.

Fot. crsan / IWoman /CC BY