sobota, 7 stycznia 2017

Zbawienna rześkość zimy


W ten lodowaty, jasny, biało-błękitny dzień wyszłam na spacer. Miał być krótki, bo w trzaskającym mrozie długo spacerować nie sposób, ale wydłużyłam go trochę – poszłam nad rzekę, na otwartą przestrzeń, gdzie niebo takie wielkie i słońca więcej. 

Szłam, aż oczy zaczęły mnie boleć od tej jasności i skóra piekła od mrozu. Ale to był dobry ból, bo wydawało się, że to zimne słońce, światło i mróz wypalają ze mnie wszystkie złe myśli i zwątpienie. Zapomniałam o drzewie figowym Sylvii Plath, które straszy mnie w szare, wilgotne dni, rozrasta się w mojej głowie jak ponura pleśń w ciemności długich zimowych nocy, i nagle wszystko wydało się czyste i proste. 

Przez chwilę myśli miałam jasne jak ten biały krajobraz wokół mnie, przejrzyste jak mroźne styczniowe powietrze. Cieszyłam się, że mogę iść przed siebie, sama, cieszyć się słońcem, skrzypiącym pod stopami śniegiem, zimnem szczypiącym w policzki. Pomyślałam, że kiedyś będę mieć psa, i będę z nim spacerować wzdłuż rzeki. I będę szczęśliwa, choćby nie wiem co, bo choćby nie wiem jak źle wszystko się ułożyło – zawsze zostają takie małe chwile radości.
Zima, mocna zima u nas – to jest piękna rzecz. Jest w niej jakaś siła i powaga, a przede wszystkim szczerość (…). Jej rześkość udziela się ludziom.
Henryk Sienkiewicz

Cytat: H. Sienkiewicz, Bez dogmatu, Warszawa 1963, s. 41. 
Fotografia: hansbenn / pixabay.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz